Tim Burton zawsze wzbudzał kontrowersje, co po raz kolejny udowodnił produkcją o wdzięcznie brzmiącym tytule "Marsjanie atakują" - hołdem dla "najgorszego reżysera świata", Eda Wooda. Film ma
Tim Burton zawsze wzbudzał kontrowersje, co po raz kolejny udowodnił produkcją o wdzięcznie brzmiącym tytule "Marsjanie atakują" - hołdem dla "najgorszego reżysera świata", Eda Wooda. Film ma równie dużo fanów, co przeciwników. Tak więc walory tego dzieła postaram się przybliżyć w poniższej recenzji.
Koniec XX wieku. Amerykańscy naukowcy odkryli zbliżające się do Ziemi statki pozaziemskich istot. Uradowani ludzie widzą w nich szansę rozwinięcia galaktycznych interesów. W przewidywane miejsce lądowania zostaje wysłany ambasador Stanów Zjednoczonych, by godnie powitać "przyjaciół" z Marsa. Mimo początkowej, względnie dobrej sytuacji spotkanie dwóch cywilizacji kończy się wielkim nieporozumieniem, którego skutkiem staje się śmierć wielu żołnierzy i uprowadzenie poważanego profesora wraz z jego kochanką - popularną dziennikarką.
Zarys fabuły wygląda dość dramatycznie jednakże poprzez niezwykle ironiczny stosunek do postaci i nawałnicę czarnego humoru twórcom skutecznie udało się zniszczyć wszelką dramaturgię w tej produkcji. Wydarzenia filmowe ukazane zostały z trzech różnych perspektyw: Białego Domu w Waszyngtonie, małego amerykańskiego miasteczka i statku przybyszy z kosmosu. Wszystko to zostało pokazane w sposób wyjątkowo prześmiewczy i groteskowy. W "Marsjanach" uwadze nie umyka doborowa obsada. Na pochwałę zasługuje świetna, komediowa kreacja Jacka Nicholsona, który pokazał swój kunszt wcielając się w podwójną rolę "spiętego" prezydenta USA oraz "wyluzowanego" właściciela kasyna w Las Vegas. Przez film przewijają się również Glenn Close, Pierce Brosnan, Danny DeVito, czy Natalie Portman. Jednakże nieustannie odnoszę wrażenie, że zapychają oni dziury w produkcji. Warto również zwrócić uwagę na efekty specjalne będące wytworem świadomej manipulacji kiczem, które wykreowane są w sposób stereotypowy i przepełniony ironią zarazem. Sprawia to, iż widz ma wrażenie, że twórcy puszczają do niego oko, śmiejąc się z absurdu swojego dzieła.
Podsumowując, film "Marsjanie atakują" uważam za całkiem udaną komedię "z przymrużeniem oka". Mimo specyficznego humoru i wszechobecnej groteski seans może sprawić dużo przyjemności osobom, które nie boją się stanąć twarzą w twarz z plastikiem.