Nie jest łatwo nakręcić dobry film obyczajowy. Trzeba wykazać się pomysłowością, by przedstawić szarą rzeczywistość, nie powielając wytartych schematów, by ustrzec się banału w gatunku filmowym,
Nie jest łatwo nakręcić dobry film obyczajowy. Trzeba wykazać się pomysłowością, by przedstawić szarą rzeczywistość, nie powielając wytartych schematów, by ustrzec się banału w gatunku filmowym, w którym brak akcji i sensacji. Chociaż "Po prostu razem" nie powala na kolana, to jednak broni się niebanalnym ukazaniem oczywistości. Bo o czym jest ten film? O samotności i lękach. O przyjaźni. O poświęceniu i miłości. Francuski reżyser Claude Berri sygnalizuje ważne problemy społeczne, nie rozwodząc się nad nimi, ponieważ są bardzo powszechne, można rzec, że wręcz oczywiste we współczesnym świecie. Dlatego też, nie zagłębia się w ich genezę, nie rozkłada na czynniki psychiki bohaterów. Po prostu pokazuje obrazki ludzkiej rzeczywistości pozostawiając widzowi szerokie pole do interpretacji. "Po prostu razem" to opowieść o ludziach zagubionych w sobie i w świecie. Camille (Audrey Tautou) to odizolowana artystka pracująca jako sprzątaczka. Swój ból emocjonalny spowodowany brakiem zmarłego ojca i złymi relacjami z niezrównoważoną matką wyraża poprzez ascetyczne traktowanie swojego ciała. To prowadzi do ciężkiej choroby, w której pomocną dłoń wyciąga do niej Philibert (Laurent Stocker), pełny lęków arystokrata, a jednocześnie oryginalny i niezwykle ciepły człowiek. Współlokator Philiberta, Franck (Guillaume Canet) jest zagubionym w sobie, młodym kucharzem, który swoją wewnętrzną pustkę wypełnia alkoholem, głośną muzyką i seksem. Te trzy samotności spotykają się ze sobą, uświadamiając jednocześnie bohaterom, iż człowiek musi się otworzyć i wyjść do drugiego, bo sam zginie. I z tymi trzema samotnościami młodych ludzi zderza się czwarta samotność; samotność starej, chorej osoby - Paulette (Françoise Bertin). Babcia Francka, jest bliska śmierci. Musi zostawić wszystko, co jej bliskie i zamieszkać w domu opieki. Jest to moim zdaniem bardzo ważny motyw tego filmu, gdyż przedstawia "uczłowieczenie" starości, która zwłaszcza przez młodych ludzi jest tak bardzo odrzucana i negowana. Niezwykle piękny i dający do myślenia jest moment, w którym Camille rysuje akt Paulette. Podkreśla to, iż stary człowiek to też człowiek, to ktoś, kto potrzebuje zrozumienia, szacunku i opieki, bo to mu się po prostu należy u schyłku jego życia. Świetna gra aktorów, wspaniała muzyka Frederica Bottona oraz mocne przesłanie nadziei, tworzą w swej wymowie dobry i ciepły obrazek. Film nie jest arcydziełem, ale wprawionemu widzowi przyniesie wiele satysfakcji interpretowanie rzeczywistości w nim przedstawionej, a na koniec ukoi słonecznym happy endem. Magdalena Stycuła