Czytałem gdzieś, ze sam Luc Besson uważa "Kryptonim Ninę" Badhama za lepsza wersje, niz ta, ktorą on sam nakręcił, ze podobno podczas krecenia "Nikity" przezywal kryzys tworczy, znikal z planu, a efekt koncowy go nie zadowolil i uwazal, ze amerykanie go dobrze poprawili. Nieistotne, czy to tylko plotka, czy prawda, istotne jest to, ze wbrew temu, co sie utarlo (ach te stereotypy!), (amerykanskie) remaki nie zawsze sa gorsze od (europejskich) oryginałów. Utarło sie tak zapewne dlatego, ze My Europejczycy (a zwlaszcza Francuzi) lubia czuc sie lepsi od "glupich" Amerykanów).
Dlaczego "Nina" jest lepsza od "Nikity"?- jest filmem bardziej zwartym, ciekawszym, żywszym, z lepszym aktorstwem (ach ten Gabriel Byrne!), zze swietnie uwypuklonym wątkiem miłosnego trojkąta, a zwlaszcza niespelnionej milosci Byrne do "Niny". Mimo, ze lubie cyniczny, brutalny realizm kina francuskiego, w "Nikicie" nie dziala on jak nalezy. Nie wiem dlaczego. Moze to wina aktorów. A pro pos-"Victor-Czyscciel" choc z wygladu znacznie ciekawszy w wykonaniu Reno, to w wykonaniu Keitela znacznie bardziej wiarygodny i konsekwentny. Ostatnia sekwencja napadu na ambasade w "Nikicie" bardzo slaba i bardzo madrze przerobiona w remaku. No i soundtrack w "Ninie" boski-absolutnie jeden z moich ulubionych!!!!!-w polowie to muzyka Hansa Zimmera, w polowie piosenki, a jakże-Niny Simone-zwlaszcza jej przeróbka-"Here comes the sun"-polecam-miodzio. Ulubiona scena? (w obu wersjach taka sama, ale w "Ninie storazy lepiej zagrana przez Gabriela Byrne'a)-przy kolacji, gdy przychodzi falszywy wujek Bob-Byrne i opowiada o falszywym dziecinstwie "Niny" z taka czuloscia i miloscia, ze nie mamy watpliwosci co do niej czuje.
I na koniec-dla mnie "Kryptonim Nina" to w zasadzie dwa filmy w jednym-to zarowno geniusz Bessona-scenarzysty i rzeemieslicza sprawnosc Badhama, ktorego uwielniam, zwlaszcza za "Krotkie spiecie" i "Ciezka Probe"-(zawsze myslalem, ze to amerykanin, a to anglik!) Glowny pomysl filmu -rzadowa agencja, dzialajaca pod ziemia, niejako w siodmym "kregu piekieł" z postaciami (agentami) wrzuconymi tam jakby za kare, ulomnymi, pragnacymi bliskosci (Byrne), swiatla i Nikita, ktora dostaje sie tam, jakby do czysca. Super remake, super film!! "Nikita" jest bardzo dobra, "Nina" wybitna. Pozdrawiam i Polecam. Dzis juz takich nie robią. P.s Jescze jedna ciekawostka-Tarantino ogladal ta wersje, bardzo mu sie podobala, jak rowniez Gra Fondy i dlatego potem zatrudnil ja w "Jackie Brown", gdzie, moim skromnym zdaniem zagrała role zycia.
Zgadzam się,że scena w ambasadzie bardzo słaba (no, może moment wejścia dobermanów całkiem niezła), a sam Wiktor-Czyściciel troche groteskowy za bardzo. Ogólnie film bardzo lubię, ostatnio ponownie oglądałem, ale widać,że twórca nie do końca mógł się zdecydować jakie to ma być kino, czy bardziej na powaznie, czy raczej groteska w stylu późniejszego Piątego Elementu.
też uważam że Nina jest lepszym filmem, przyjemniej się oglądało, Nikita- jak dla mnie to całość irytująca i bez porównania gorsza.
Z ciekawością przeczytałem ten post, a ponieważ Niny jeszcze nie oglądałem, tym bardziej mnie zachęciło do jak najszybszego obejrzenia.
a ja myślę że że pomimo dużych potknięć to Nikita jest jednak lepszym filmem , ma unikatowy klimat , tak samo transporter niby średni dla niektórych słaby ale z klimatem europejskim.
Moim zdaniem akcja w "Ninie" była żywsza, bardziej dopracowana przez co dla niektórych ciekawsza. Natomiast "Nikita" jako film wyszedł bardziej naturalny.
absolutnie zgadzam się z tym :) Nina jest niemal pod każdym wzgledem lepsza. I Bridget Fonda mnie o wiele bardziej przekonuje w swojej roli. I to prawda, że z rolą Harvey Keitela jako Czyściciela nie ma sobie równych :)
Moim zdaniem scenariusz "Kryptonim Nina" jest lepszy i lepiej przemyślany, ale główna bohaterka jest tak samo odstręczająca i nie budzi sympatii od początku do końca jak w "Nikicie". W "Nikicie" przynajmniej Bob był fajny, a w tym drugim to stary, zgarbiony dziad, który nijak nie pasował do głównej bohaterki. Więc oba filmy mają swoje wady i zalety.