Czytałem nie jakiś czas temu artykuł, którego autorka poruszyła ten temat. W Hollywood dźwiękowcy, pomijając budżet choć to właśnie z tego wynika, mają 3 miesiące na zrobienie ścieżki dźwiękowej u nas...3 tygodnie. Ja np.w żadnym z filmow nie rozumiem co mamrocze pod nosem Grabowski i mimo, ze lubię go jako aktora, to gdy widzę go w obsadzie wiem, że ni wuja go nie zrozumiem. :/
Może większa część budżetu idzie na dźwięk ;)
o-czym-oni-gadaja-udzwiekowienie-polskich-filmow-irytuje-od-zawsze-ale-to-proble m-nie-do-przeskoczenia
Wrzuć sobie w gugla i dowiedz się więcej :)
Nadal nie jestem przekonana, że to tylko budżet i czas. Kiedyś ten problem w polskim filmie nie istniał. Uważam to za niedbalstwo w konkretnych przypadkach i tyle w temacie :)
Jak to nie do przeskoczenia.? Ja zawsze ogladam w tv z napisami, tym razem też. Od początku zakładam, że nic nie usłyszę i tak.
Nie wierz w te bzdury. Czas na montaż dźwięku i budżet nie mają tu nic do rzeczy. W Polsce film z budżetem miliona złotych uchodzi za mega niski budżet. Obejrzyj sobie film z budżetem 100 tysięcy z USA, czy Australii. Nie ma żadnych problemów z dźwiękiem. Nie ma czegoś takiego jak '3 tygodnie na montaż dźwięku' To, że gdzieś, ktoś kiedyś dał taki deadline, nie znaczy, że to jakaś złota zasada i tak jest wszędzie. Mamy po prostu marnych fachowców, którzy lubią się usprawiedliwiać byle goownem. Poza tym, mój kolega robił film krótkometrażowy, zatrudnił normalnych dźwiękowców, fachowców, ale bez doświadczenia przy filmach fabularnych, czy serialach i jakoś nie ma żadnych problemów ze zrozumieniem aktorów, nie robił postsynchronów, a praca nie trwała dłużej niż miesiąc, z czego połowa to bardziej oczekiwanie aż się zabiorą za robotę mając inne, bardziej intratne projekty do skończenia niż praca przy tym projekcie.
No, ale wystarczy się w wywiadzie usprawiedliwić byle czym, a ciemny lud kupi.
Tak jest w większości polskich filmów, ale w tym wyjątkowo. Ja na szczęście oglądałam z angielskimi napisami i to ratowało sytuację, bo bez tych napisów też bym połowy nie zrozumiała, a właściwie to nie słyszała.
A nie jest to kwestia reżyserska? Po prostu film ma być naturalistyczny, więc aktorzy nie mówią wszystkiego prosto do kamery, tak żeby widz na pewno wszystko usłyszał... w tym konkretnym filmie i tak większość dialogów nie była związana z fabułą, raczej chodziło o pokazanie relacji rodzinnych, zarysowanie postaci... dużo rozmów mamy w tle i nie mogły być wyostrzone te dźwięki ponieważ film by tylko tracił na tym... o co mniej więcej chodzi zawsze zrozumiemy, ale większego znaczenia konkretne słowa nie mają (mało kto zastanawia się nad każdym słowem które wypowiada)... wiadomo że w amerykańskich blockbusterach wygląda to całkiem inaczej, ale tam kwestie artystyczne odchodzą na daleki plan. Z tego co pamiętam w filmach von Triera (czyli podobny klimat) też aktorzy często mruczą niewyraźnie coś pod nosem, ale właśnie tak tworzą naturalną wręcz dokumentalną rzeczywistość.
A tak poza tym to ja chyba wszystko słyszałem w filmie, więc może też kwestia nagłośnienia w kinie... w domowych warunkach potrzeba dobrego i mocnego zestawu by wszystko dobrze słyszeć gdy brakuje lektora (lub oczywiście słuchawki).
W końcu ktoś wytłumaczył to jak należy. Zapewne miało być jak najbardziej realistycznie, paradoksalnie, większości ten realizm w wypowiedziach postaci, niestety bardzo przeszkadza. To przecież odmienne kino od tanich komedyjek romantycznych, w których kładzie się nacisk na zupełnie inne elementy.
zgadza się, zawsze mam tak samo, w Polskich filmach po 2000 roku, nie słychać połowy dialogów, ale powiem Ci dlaczego - bo te filmy to dno, dno, dno i metr mułu, tego się nie da oglądać, a co dopiero słuchać.
Część racji masz, bo tylko część jest denna :) I zawsze można znaleźć jakieś pojedyncze lsniące drobiazgi